Zacznijmy od tego, że kilka dni temu, buszując po internecie,
znalazłem przypadkiem serial, o który było pytanie na kolokwium z sieci
komputerowych. Wykładowca chyba pytał o przeglądarkę używaną przez
głównego bohatera, już nie pamiętam jakie było pytanie. Serial ten
oglądam sobie od kilku dni po kawałku, jako że jeden odcinek trwa około
godziny, to w wolnym (lub też nie) czasie włączam sobie po kawałeczku
-"Jak zjeść słonia? Po kawałku". Mam wyrzuty, że wtedy, na kolokwium,
nie odpowiedziałem na to pytanie.
Pan U lubi chyba dawać pytania o filmach na kolokwia, bo na technologii informacyjnej, było pytanie o gwiezdne wojny. Trzeba było wymienić hronologicznie wszystkie części i podać ulubione, niestety ja dawno już oglądałem stare części, a tylko byłem ostatnio z Edkiem na "Przebudzeniu Mocy".
Nawet pisząc tego posta nie mogłem się oprzeć pooglądaniu odcinka Mr. Robot do końca. Chyba moja samodyscyplina i siła woli się osłabiły. Może przez słodycze, bo jak ostatnio byłem w MR to wciągnąłem całą paczkę, a potem zacząłem się staczać w kwestii jedzenia słodyczy.
Byliśmy wczoraj z siostrą na Dworcu Świebockim, bo nie pojechaliśmy na weekend do MR, no bo egzaminy nauka itp. Targ był, jak zawsze, pełen ludzi. Chciałem pójść, bo od samego rana się uczyłem i chciałem się wyrwać, więc na pytanie siostry czy chcę iść odpowiedziałem twierdząco.
Na targ wybraliśmy się około 11:00 i idąc na piechotę powzięliśmy postanowienie, żeby wrócić już tramwajem. O tej godzinie dużo straganów się zwinęło, ale dużo też pozostało. Było dużo błota. Znaleźliśmy kilka szalików, kurtkę zimową (moja siostra nie mogła nigdzie znaleźć fajnej i, w miarę, taniej) w dobrej cenie, a wychodząc zgarnęliśmy zapalarkę. Przechadzając się po targu, dowiedziałem się, że moja siostra nie pamięta czasów kiedy Dworzec Świebocki był dworcem, a nie targiem, więc pewnie już od jakichś 15 lat nie funkcjonuje jako dworzec. Miasto podobno chciało zlikwidować targ i wyremontować dworzec, ale nie ma pieniędzy na takie przedsięwzięcie.
Na targu jest pełno Bułgarów oferujących swoje towary, toteż większość kupionych rzeczy, nabyliśmy właśnie u nich. Jak nam powiedział jeden z nich, jest to bardzo biedny kraj (zresztą siostra tam była). Z targu wróciliśmy tramwajem.
W sobotę, tak jak i w piątek, się obijałem, zaczynając się uczyć wieczorem. Wczoraj uczyłem się od rana, z dużymi przerwami, i też nie zdążyłem na dzisiejszy egzamin. Wczoraj na wieczór, po tym jak siostra wróciła, była bardzo dobra kolacja uzupełniona przez ciasto zrobione przez Nat (dziewczynę mojego współlokatora, bardzo ładną zresztą), z małą pomocą chłopaka. Ciasto było (w sumie jest nadal) marchewkowe, ale pokryte czekoladą. Ucięliśmy też sobie wspólną pogawędkę w kuchni, w całe 6 osób, o przygodach kulinarnych, studiowaniu i ogólnie takich rzeczach (opowiedziałem nawet "historie z McDonald'a").
Pan U lubi chyba dawać pytania o filmach na kolokwia, bo na technologii informacyjnej, było pytanie o gwiezdne wojny. Trzeba było wymienić hronologicznie wszystkie części i podać ulubione, niestety ja dawno już oglądałem stare części, a tylko byłem ostatnio z Edkiem na "Przebudzeniu Mocy".
Nawet pisząc tego posta nie mogłem się oprzeć pooglądaniu odcinka Mr. Robot do końca. Chyba moja samodyscyplina i siła woli się osłabiły. Może przez słodycze, bo jak ostatnio byłem w MR to wciągnąłem całą paczkę, a potem zacząłem się staczać w kwestii jedzenia słodyczy.
Byliśmy wczoraj z siostrą na Dworcu Świebockim, bo nie pojechaliśmy na weekend do MR, no bo egzaminy nauka itp. Targ był, jak zawsze, pełen ludzi. Chciałem pójść, bo od samego rana się uczyłem i chciałem się wyrwać, więc na pytanie siostry czy chcę iść odpowiedziałem twierdząco.
Na targ wybraliśmy się około 11:00 i idąc na piechotę powzięliśmy postanowienie, żeby wrócić już tramwajem. O tej godzinie dużo straganów się zwinęło, ale dużo też pozostało. Było dużo błota. Znaleźliśmy kilka szalików, kurtkę zimową (moja siostra nie mogła nigdzie znaleźć fajnej i, w miarę, taniej) w dobrej cenie, a wychodząc zgarnęliśmy zapalarkę. Przechadzając się po targu, dowiedziałem się, że moja siostra nie pamięta czasów kiedy Dworzec Świebocki był dworcem, a nie targiem, więc pewnie już od jakichś 15 lat nie funkcjonuje jako dworzec. Miasto podobno chciało zlikwidować targ i wyremontować dworzec, ale nie ma pieniędzy na takie przedsięwzięcie.
Na targu jest pełno Bułgarów oferujących swoje towary, toteż większość kupionych rzeczy, nabyliśmy właśnie u nich. Jak nam powiedział jeden z nich, jest to bardzo biedny kraj (zresztą siostra tam była). Z targu wróciliśmy tramwajem.
W sobotę, tak jak i w piątek, się obijałem, zaczynając się uczyć wieczorem. Wczoraj uczyłem się od rana, z dużymi przerwami, i też nie zdążyłem na dzisiejszy egzamin. Wczoraj na wieczór, po tym jak siostra wróciła, była bardzo dobra kolacja uzupełniona przez ciasto zrobione przez Nat (dziewczynę mojego współlokatora, bardzo ładną zresztą), z małą pomocą chłopaka. Ciasto było (w sumie jest nadal) marchewkowe, ale pokryte czekoladą. Ucięliśmy też sobie wspólną pogawędkę w kuchni, w całe 6 osób, o przygodach kulinarnych, studiowaniu i ogólnie takich rzeczach (opowiedziałem nawet "historie z McDonald'a").
Na
dzisiejszy egzamin wstałem około 7, choć wydawało mnie się, że póżniej.
Egzamin był o 10:00 więc zdążyłem zrobić parę rzeczy, jak; oglądnięcie
kawałku odcinka Mr. Robot. Na egzamin dotarłem spóźnionym autobusem, ale
szybko znalazłem budynek, po tym jak, nie będąc pewnym gdzie iść,
zauważyłem kolegów na korytarzu przed salą.
Egzamin
był luzacki i trochę "śmiechowy". Ja na kartce gdzie imię ćwiczeniowca
należało podać, napisałem imię które po czasie mi wpadło do głowy, a
przechodząc z listą, ten ćwiczeniowiec, z którym miałem, zapytał - Skąd
zna pan moje drugie imię? Ma pan chyba jakieś informacje z ABW.
Sprawdzał moją tożsamość i kazał się wpisać na listę, i podać inicjały
jego godności, a że "Pan miał ze mną, prawda?" to powiedział, że mam
wpisać T.T. (pan "double T" lub 2T, albo DT (związane ściśle z analizą
której uczy).
Pan
DT napisał na tablicy co, gdzie i jak podpisać. Narysował też tabelkę, z
numerami zadań i miejscami na wpisanie punktów i oznaczenia zestawu,
mówiąc, że to dla ułatwienia. Rysując tabelkę, wspomniał, że nie jest
pewny jak z nią jest u Wielkiego P, bo "Pan Wielki P, jest ponad to". O
Wielkim P chodzą legendy. Jest to nauczyciel wyglądający trochę jak
Gandalf i dający takie też zadania. Na egzaminie musiałem siedzieć dużej
niż planowałem, zrobiłem tylko dwa zadania na 6, bo kolega Nrb, ściągał
siedząc za mną, w związku z czym prosił żebym nie wychodził zbyt
szybko. Siedziałem więc i obserwowałem. W pewnym momencie, gdy już 1/3
oddała kartki i wyszła, pan SZ (bo pilnujących było dwóch razem z DT),
wyglądający jak student (czym zmylił DT na początku), wziął po jednym z
każdego zestawu, uchylił drzwi od sali i dał studentom z nimi mówiąc
(nie, nie "bierzcie i korzystajcie z tego wszyscy); "macie skserujcie
sobie".
Ja
siedząc słyszałem jak DT mówił z SZ o wyczynach Wielkiego P, który z
tego co słyszałem w ciągach daje "plus jeden" i "jak jest n to u niego zawsze jest n+1".
Słyszałem też, że Wielki P, ma jakieś historie z "diabłami" i kotami, z
których robi zadania na kolokwia, "opracował własne listy zadań" (bo
wszyscy uczą się robiąc zadania z list pana Gew, a Wielki P, nie używa
list, on zadania wymyśla). W ogóle słyszałem o zadaniach z kaszanką, czy
ze smokiem, Pan WP, nawet podobno obalił twierdzenie Pitagorasa.
Jeśli
chodzi o dzisiejszy egzamin to przyszedłem na niego, licząc na poprawę.
Tak samo jak z fizyki. Może choć na algebrę, na środę, uda mi się
nauczyć. Już mi się nic nie chce.
Wczoraj
strasznie chciało mi się jeść, ale nie byłem głodny, po prostu chciałem
jeść, więc rzuciłem się na "wafelka" w czekoladzie. Od dłuższego czasu
łamie zasadę by nie jeść słodyczy. Kiedyś kupiłem książkę OSHO pt.
"Kreatywność", było tam coś o naogowym jedzeniu, "potrzebie mielenia
gębą" itp. wtedy nie do końca to rozumiałem i myślałem, że nie mam
takich problemów. Teraz rozumiem jak się człowiek czuje, jak nie jest
głodny a chce jeść, to silne pragnienie (coś trochę jak pragnienie sexu u
seksoholików, chyba). Bardziej potrzeba umysłu niż ciała.
Z
nudów stosunkowo często patrzę przez okno, by np. podglądać, że w
mieszkaniu naprzeciwko mają remont. Widziałem też wczoraj kolesia
idącego i wpatrzonego w ekran tabletu, podobnie jak czasem ja sam.
Delikwent z tabletem, co jakiś czas przystawał skupiając się bardziej na
urządzeniu, niż na otoczeniu. Myślałem, że wpadnie pod auto przechodząc
przez ulicę, ale znowu się zatrzymał.
Komentarze
Prześlij komentarz