Witam, jak tam u Was? Jutro poniedziałek, gotowi na to?
Moje życie ostatnio nabiera coraz większego tempa i nie
jestem pewny czy mi to odpowiada, z jednej strony mam mniej czasu na depresyjne
myślenie, ale z drugiej nie mam czasu na wszystko na co bym chciał, co uważam
że jest ważne. Przez to tempo tyż w sumie nie pamiętam dobrze tego tygodnia,
mój mózg chyba nie ma na to czasu hihi… Nie pamiętam, żeby w tym tygodniu były
jakieś większe zgrzyty. Żałuję tylko trochę, że nie biegałem, bo jestem trochę
chory, więc wolałem dać sobie spokój (pewnie niemały wpływ miało na to
lenistwo). Ostrzegali mnie w tamtym tygodniu, żeby nie biegać nie mając
odpowiedniego stroju. Oczywiście nie posłuchałem się, jak to ja. Teraz będę
cierpiał, tradycyjnie już.
Jestem jednak zadowolony, bo w tygodniu udało mi się
skontaktować z paroma fajnymi osobami, z którymi relacja jest dla mnie ważna.
Dawno z Nimi się nie kontaktowałem, a myślę, że to naprawdę wartościowi ludzie,
zwłaszcza Zex. Udało mi się to, mimo, że miewam ostatnio chronicznie mało
czasu, przynajmniej powierzchownie można tak powiedzieć. Wziąłem wolną środę,
by się pouczyć na studia, i może tyż dzięki temu, udało się porozmawiać z Zexem.
W piątek jak zawsze wszystko w pośpiechu, żeby mieć więcej
czasu i przygotować się na studia. Zaś sobota, to już studia po całości, choć
tylko do 14. Siostra mnie rano zwiozła na studia (zawozi mnie po tym jak
pierwszy raz jechałem mega przepełnionym autobusem i nie mogliśmy przez 15
minut ruszyć z przystanku). Mało rozmawiamy podczas jazdy, ogólnie mało
rozmawiamy (przynajmniej w porównaniu do tego ile rozmawiam z innymi). Ten
dzień był fajny, zrezygnowałem z pójścia do drugiej szkoły, uznając spotkanie
ze znajomym za ważniejsze. Nie widziałem się z Nim dość dawno. Trochę, w
trakcie, się pokomplikowało. Rano dostałem smsa od innego kolegi, akurat miałem
wykład, ale od razu odpisałem. Po jakimś czasie zobaczyłem, że się nie wysłało,
czasem tak bywa, spróbowałem jeszcze raz. Żadna ilość prób nie poskutkowało,
prawdopodobnie miałem zerowy stan konta.
Wykładowczyni przynudzała, jak zawsze sama się trochę
plątała w zeznaniach, chyba nie ma jeszcze dużego doświadczenia w przekazywaniu
wiedzy. Mało osób, które wcześniej nie miały do czynienia z programowaniem
zrozumiało, jak mniemam. Później był wykład z matmy, i jak ucząc się w środę
zacząłem wierzyć, że jestem w stanie ogarnąć ten przedmiot, tak po wykładzie
zwątpiłem w sens swojego istnienia. Rzeczy nie dość, że były dość trudne, to
wykładowczyni, jak sama wspominała, opisała to zagadnienie w rekordowym tempie,
gdyż w tym roku liczba godzin jest strasznie zmniejszona i praktycznie na nic
nie ma czasu.
Po wykładach próbowałem się dodzwonić do paru osób.
Potwierdziły się moje obawy, nie miałem nic na koncie i nie mogłem wykonywać
połączeń. Spróbowałem zadzwonić do partnerki. Zdziwiłem się, do Niej mogłem się
dodzwonić bez problemu, nie wiem dlaczego do Niej mam za darmo, na co wszystko
wskazuje. Należało by zbadać ten temat. Nie odebrała jednak. Później oczywiście
oddzwoniła, ale ja akurat byłem zajęty rozmową, a nie wpadłem na to, że
rozpaczliwe wibracje telefonu to Ona. Zadzwoniłem tyż niechcący do przyjaciela.
Oddzwonił, ale tyż nie odebrałem niestety. Nie oddzwoniłem już. Zacząłem się
trochę stresować, bo było już po 14, a właśnie po 14 miałem spotkać się z Aka, do
którego oczywiście nie mogłem się połączyć.
Sobota była tyż dniem sukcesów komunikacyjnych, na wykładzie
z programowania zdobyłem kontakt do znajomej (którą ledwo znam) i po raz kolejny udowodniłem sobie, że jeśli ktoś
nie chce o sobie rozmawiać pierwszy, to zdradzenie swoich sekretów i
poopowiadanie o samym sobie,, mimo że może wydawać się egoistyczne, działa
czasem bardzo dobrze na rozruszanie rozmowy.
Niecierpliwiąc się, pojechałem autobusem w, tradycyjne już,
miejsce mojej przesiadki na drodze do drugiej szkoły lub do domu. Rozpaczliwie
dalej szukałem sposobu na dodzwonienie się do Aka , z którym za chwilę miałem
się spotkać (nie ustalaliśmy dokładnej godziny, ani miejsca). Zapytałem nawet
jakiegoś przechodnia czy nie pozwoliłby mi zadzwonić, tylko mogłem Mu
wytłumaczyć sytuacje, a tak zapytałem tylko czy mogę zadzwonić na pewien numer,
więc oczywiście się nie zgodził. Na szczęście zaraz przyjechał tramwaj. W
tramwaju, wreszcie przypomniałem sobie, że jedna z kart SIM w moim telefonie
jest wyłączona, a numer do niej właśnie podałem Aka. Po jej włączeniu
otrzymałem tylko smsa od Aka, że się spóźni.
Wracając w pośpiechu tramwajem, a później dość duży odcinek
na piechotę, miałem nadzieję, że Aka do mnie zadzwoni, i jeszcze będę w stanie
zawrócić na dworzec i Go zabrać zanim wejdę do domu. Niestety, nie zadzwonił.
Po wejściu do domu, rozmawiając jednocześnie z moją partnerką, przerwałem na
chwilkę rozmowę by pogadać z siostrą. Chciałem pożyczyć pieniądze i powiedzieć,
żeby mi doładowała telefon. W międzyczasie akurat zadzwonił Aka, że już jest na
dworcu, powiedziałem mu, że będę za jakieś 15 minut po Niego, zjadłem parę
łyżek zupy, pożyczyłem kasę i wybiegłem z domu rozmawiając po drodze znowu z
partnerką przez telefon. Wziąłem autobus, mając jeszcze bilety, które rano
zakupiłem. Szybko złapałem autobus, w międzyczasie jeszcze oddzwaniając do
znajomego, który rano wysłał smsa, pierwszy raz w życiu usłyszałem Jego głos.
Fajnie i bardzo przyjemnie się z Nim rozmawiało, niestety niezbyt długo, bo
szybko znalazłem się na dworcu, pod KFC, gdzie zaraz spotkałem się z Aka.
Po odebraniu Aka z KFC, poszliśmy do nowej galerii przy dworcu,
o nazwie Wroclavia. Obczailiśmy parę miejsc m.in. kino, gdzie rzuciliśmy okiem
na spis seansów, po czym skierowaliśmy się do mnie do domu. W domciu chwilę
szamaliśmy jedzonko, które akurat siostra przygotowała, sprawdziliśmy seanse
jeszcze raz, znaleźliśmy larwę w jednym cukierku (serio xD) i wyszliśmy
szybciorem znowu do kina w galerii. Jak się okazało nie było wolnych miejsc
obok siebie (prócz zarezerwowanych już), więc zrezygnowaliśmy i poszliśmy coś
jeszcze zjeść. Później znaleźliśmy się na rynku (doszliśmy tam piechotką), zaczęliśmy
szukać Herbacirni, ale się nie udało. Obraliśmy za cel inną Herbaciarnię, znowu
nic. Przeciskając się kolejny raz z kolei przez tłum ludzi na rynku, między
stoiskami targu z drewnianymi budkami sprzedającymi wszelakie produkty,
skierowaliśmy się do Czekoladziarni, oczywiście była zapchana ludźmi, toteż
poszliśmy na ciastko…. Ale widząc ogromną kolejkę po przepychaliśmy się jeszcze
trochę, a później zaliczyliśmy równie zapchany McDonald (nienawidzę, ehh…).
Pierwszy raz piłem shake’a, dobra rzecz (truskawkowego wziąłem), ale nadal
uważam to za mało zdrowy rarytas (i jeszcze mózg mnie bolał, bo nie dałem rady
tego wolno ciumciać xD).
Niedziela zapowiadała się dobrze. Zaspałem (bo robiłem
zadanie na Efektywną naukę i wysyłałem coś koleżance) , siostra mnie obudziła,
ale zdążyliśmy przed korkami. Wspomniała o przeprowadzce. Że z mężem planują
się za rok przeprowadzić, wtedy ja sam zostanę na wynajmowanym mieszkaniu, a to
jest najtańsza oferta w tym mieście, więc fajnie by było ją utrzymać. Czyli
powiedziała, że powinienem do tego czasu znaleźć dobrą pracę we Wro, żeby
opłacić to mieszkanie… Najlepsze jest
to, że mieszkanie w rodzinnym mieście ma tyż być przepisane na mnie, więc będę
miał dwa mieszkania do opłacenia. Siostra na szczęście podsunęła pomysł, że
mogę komuś jeden pokój wynająć. Trochę to ratuje sprawę, ale za najniższą
krajową (jaką obecnie zarabiam) na bank i tak nie dam rady opłacić. Trza
znaleźć dobrą pracę. Zapomniałem telefonu wziąć z pośpiechu tego… Trochę się
martwiłem, że nie zrobiłem tego co zawsze robimy z partnerką, czyli witamy się,
wymieniamy przemyśleniami i ewentualnymi snami, życząc sobie wzajemnie miłego
dnia. Pośpiech i zapominalstwo uniemożliwiły mi to, co spowodowało duży stres.
Cały czas myśli mi odbiegały od matematyki w stronę tego, myślałem jak bardzo
mi tego brak i żeby Ją przeprosić. W końcu postanowiłem zrobić mały Inbox w
zeszycie, pomogło na trochę, lecz myśli powróciły i na innych zajęciach. Nie
maiłem telefonu, więc nie mogłem dać im upustu i przeprosić. No, ale jakoś
przez większość dnia dałem radę się skupić na innych rzeczach, by wracając ze
studiów powrócić do moich zmartwień. Wszystkie tramwaje i autobusy nagle
zaczęły wydawać się powolne, a droga do domu niemiłosiernie długa. Oczywiście
prawie od razu po powrocie zadzwoniłem, nie odebrała, nie mogła. Wysłałem smsa
z przeprosinami. Odpisała, że nic się nie stało, w zasadzie to nawet mnie
uspokoiło, lecz to nie wystarczyło, dalej przepraszałem.
Po jakimś czasie się zreflektowałem i przestałem, martwiąc
się jednak i będąc zły na cały świat, ze nie odpisuje (mimo, że wiedziałem,
że jest zajęta). W końcu zająłem się powrotem do domu, do miasta rodzinnego,
ogarnięciem się, po drodze myśląc nad postem i odwracając uwagę od zmartwień,
pisząc ze Świeżym o tym jak obaj jesteśmy zarobieni.
Przez ten tydzień zacząłem tyż myśleć, co zostało
zainicjowane przez moją partnerkę i mego przyjaciela, czy na pewno robienie dwóch
szkół jednocześnie jest dobrym rozwiązaniem. Coraz bardziej myślę, żeby
zrezygnować z drugiej szkoły (osoba z którą jestem w związku ma chyba niezły
dar przekonywania), choć już w zasadzie niedługo ją kończę. I teraz nie wiem co
zrobić.
Rozmyślam tyż ostatnio nad kupnem tabletu. Tablet graficzny
zamierzałem kupić dopiero jak nauczę się dobrze rysować, ale bardzo chciałbym
już zacząć na tablecie, mam Flasha, który tylko czeka na to. W poprzedniej, złej
wersji mojego myślenia o tym, chciałem się zacząć na serio uczyć rysować dopiero
gdy kupię tablet. Planuję kupić taki tablet jak dziewczyna, z którą jestem, ale
na razie brak pieniędzy na koncie mnie powstrzymuje, a ze skarbonki nie
wyciągnę. Myślę, że lepiej żałować że się coś kupiło, niż że się nie kupiło,
takie myślenie mi kiedyś pokazał jeden znajomy (masażysta, który zajmował się „rehabilitacją”
mojej nogi). Przeczytał o tym, czy usłyszał gdzieś, a ja uznałem to za nawet
niezły punkt widzenia, i uzasadnienie dla pragnień.
No to chyba tyle ;) Pozdrawiam.
Komentarze
Prześlij komentarz