Hejka, jak tam życie? Muszę przyznać, że u mnie jest nie
najlepiej, w zasadzie rzadko bywało gorzej, ale o tym później.
Ten tydzień nie zapowiadał się dobrze, jeśli chodzi
przykładowo o pracę, jeden z pracowników, który jest w zasadzie filarem Naszego
sklepu wziął urlop w tym tygodniu. Marek, bo o Nim mowa, co prawda, był kilka
godzin w poniedziałek, wtorek i środę, ale w ramach tego, że wpadł na chwilę
skończyć co ważniejsze zlecenia, czyli w zasadzie pracował na urlopie. Wielu
klientów o Niego pytało, niestety rozczarowywali się słysząc w odpowiedzi, że
jest na urlopie. Niektórzy słysząc to, a mając nawet coś do czego nie jest On
potrzebny, po prostu wychodzili. Przetrwaliśmy
jednak ten tydzień, mimo że większość czasu byłem sam na sklepie, ale jednak
dałem radę.
A co prócz pracy?
Jeśli chodzi o życie poza pracą, bo od jakiegoś czasu takowe
mam, to było bardzo dobrze. Z partnerką układa mi się świetnie, mimo tego, że słabo
radzę sobie z emocjami i są one w stanie mnie pochłonąć, jednak Ona wydaje się
to rozumieć i akceptować, co czyni z Niej super osobę. Przez większość tygodnia
próbowałem się uczyć, w drugiej jego połowie zaczęło mi dość nieźle wychodzić. A
uczyłem się przed poprawą z matematyki na studiach, która była zapowiedziana na
sobotę rano. W piątek jeszcze próbowałem się trochę pouczyć, ale postanowiłem,
że jeszcze douczę się w sobotę rano. Planowałem wstać przed poprawą o 5:30,
niestety nie wyszło, wstałem po 6:30, ogarnąłem wokół siebie i począłem się uczyć,
strasznie wolno to szło, zacząłem się stresować, że nie zdążę, mimo że
postanowiłem pojechać późniejszym autobusem. Partnerka dodała mi otuchy smsem,
wspierając mnie, co rzeczywiście pomagało. Na poprawę miałem iść do budynku, w
którym jeszcze zajęć nie miałem, a był to budynek H, sekcja B. Myślałem, że
budynek ten jest za płotem budynku A, jednak sprawdzając lokalizację,
dowiedziałem się, że jestem w błędzie, był po drugiej stronie ulicy. Pojechałem
więc, znając mniej więcej umiejscowienie. Autobus oczywiście musiał mieć drobne
opóźnienie, ale miałem jeszcze trochę czasu na dotarcie na miejsce. Wysiadłem,
przeszedłem przez teren uczelni i skierowałem się do celu, nie będąc jednak
pewny mojej wiedzy postanowiłem zapytać napotkanej dziewczyny. Upewniła mnie
Ona o prawidłowości zdobytych informacji, nawet powiedziała, że tyż tam idzie,
więc poszliśmy razem. Po chwili ciszy postanowiłem zacząć rozmowę od
oczywistego pytania o kierunek, później już samo poszło. Po drodze pośmialiśmy się
trochę, głównie z siebie, dała mi kilka rad, dowiadując się, że idę na poprawę.
Gdy dotarliśmy do celu, poszliśmy razem na piętro, a przy recepcji poszliśmy w
przeciwne strony, żegnając się. Nie zapytałem niestety o imię, czego trochę
żałuję, no ale cóź… Na poprawę dotarłem
przed czasem, ale widziałem, że duża część studentów była już w trakcie
pisania, kartki były gotowe na blatach, wystarczyło tylko usiąść i zacząć
pisać. Bardzo miły i dowcipny wykładowca/ ćwiczeniowiec, z którym miewałem
wcześniej zajęcia kazał mi usiąść, zająłem miejsce, ale poprawił się, mówiąc,
iż mam usiąść tam, gdzie są karteczki. Więc poprawiłem się zmieniając miejsce.
Podczas poprawki siedział i pisał coś, wcześniej już napisał potrzebne wzory i
terminy następnej poprawki na tablicy. W trakcie tyż przychodzili następni
studenci, mieli oczywiści mniej czasu, bo na całość było przewidziane 50 minut.
Mi się parę rzeczy pomyliło, prawdopodobnie przez stras, gdyby lepiej się nauczył
i był pewny swej wiedzy nie miałoby to nawet miejsca, ale oczywiście mam
ostatnio problemy z moją, niegdyś największą zaletą, czyli samodyscypliną.
Decyzja
Po napisaniu poprawki, krótkiej rozmowie ze znajomymi ze
studiów i pożegnaniu się z Nimi, poszedłem do głównego budynku by podpisać i
odebrać decyzję o przyznaniu stypendium dla niepełnosprawnych. Podchodząc do
pokoju usłyszałem muzykę. Zapukałem, nikt nie odpowiedział, ale słyszałem głosy
w środku, więc zadzwoniłem na numer telefonu podany na kartce głoszącej, że
jeśli drzwi są zamknięte to należy zadzwonić pod owy numer. Odebrał mężczyzna i
dowiedziawszy się, że stoję przed drzwiami, kazał mi zapukać jeszcze raz. Otworzyła jednak dziewczyna, a po żadnym mężczyźnie
nie było śladu. Dziewczyna wyjaśniła, że należy pukać głośniej, po czym dała do
podpisania dokument, będący celem mojej podróży tutaj. Kopie kazała zabrać, a życzenia
dobrego dnia odwzajemniła tym samym, po czym wyszedłem.
Na autobus do domu trochę się spóźniłem, widziałem jak
akurat stoi na przystanku i zaraz odjedzie, ja byłem akurat jeszcze daleko od
owego przystanku. Postanowiłem się tym nie przejmować i idąc sobie spokojnie,
patrzyłem jak mój środek transportu odjeżdża. Wiedziałem, że niedługo przyjedzie
następny, a w międzyczasie postanowiłem zadzwonić do partnerki, zanim mój
telefon rozładuje się doszczętnie. Niestety nie odebrała, a z nudów
postanowiłem zrobić dla Niej parę zdjęć, niestety nie wyszły zbyt dobrze, więc
poprzestałem na Ich zapisaniu i niewysyłaniu do Niej. Następnie zadzwoniłem do
siostry, która wcześniej napisała sms z pytaniem, kiedy będę, na który niestety
nie mogłem odpisać. Siostra odebrała, a ja zdążyłem jej przekazać najważniejsze
informacje w paru słowach po czym mój telefon się wyłączył. Nie przejąłem się
tym, bo i nie miałem na to dużego wpływu. Po dostaniu się do punktu, w którym
miałem się przesiąść, począłem się zastanawiać czy nie pójść od razu do sklepu
i nie poszukać słuchawek z mikrofonem. Słuchawki chciałem kupić, by bardziej
komfortowo rozmawiało mi się z partnerką, na Internecie znalazłem takie za 80
zł, lecz nie było Ich w najbliższych sklepach, musiałbym przejechać dużą część
miasta po nie. Doszedłem do wniosku, że nie sprawdziłem jednak lokalizacji
sklepów gdzie są upatrzone słuchawki, a telefon i tak przydałoby się naładować,
żeby dać znać co się dzieje ludziom którzy się martwią o mnie. Pojechałem więc w
pierwszej kolejności do domu, gdzie odgrzałem, przygotowane przez siostrę,
jedzenie i zrobiwszy parę kęsów postanowiłem dać znać ludziom, że żyję. Partnerkę
uświadomiłem, że zaraz wychodzę, a siostrę, że wszystko mam ogarnięte, dowiadując
się jednocześnie, że przez godzinę próbowała się do mnie dodzwonić, bo była
możliwość by dziewczyna mojego brata Nas podrzuciła do miejscowości rodzinnej.
Niestety, moja siostra i jej kąpanka podróży nie mogły czekać, więc pojechały
same. Ja postanowiłem zostać cały dzień w owym domu, w innym mieście, by porobić
coś z partnerką mając do tego sposobność. Po jakimś czasie krzątania się po
domu postanowiłem pójść po słuchawki do sklepu, do nowej galerii handlowej,
która była w miarę blisko i zawierała dwa najpopularniejsze markety
elektroniczne. Po dłuższym rozpoznaniu i odwiedzeniu Empik i wspomnianych
marketów, doszedłem do wniosku, że nie ma sensu przepłacać chcąc mieś słuchawki
na już, lepiej zamówić przez Internet. Wieczorem zamówiłem, mając nadzieję, że
maksymalnie do końca pierwszej połowy tygodnia zamówienie do mnie dotrze.
Wcześniej zagrałem z Wielkim H w gierkę i pooglądaliśmy horror, było miło, niestety
musieliśmy się rozejść, każdy w swoją stronę, z powodu późnej pory. Porobiłem
kilka rzeczy po czym widząc, że przeginam z siedzeniem przy kompie, poszedłem
spać.
Dobry dzień, który przemienił się w katastrofę
Niedziela zaczęła się dość dobrze, może prócz tego, że wstałem
około dziesiątej. Na dzień dobry powitała mnie wiadomość od partnerki witająca
mnie w kolejnym pięknym dniu mego życia. Sprawiło mi to dużą radość i sprawiło,
że początek dnia był piękny. Po nieudanym telefonie do Wielkiego H, zacząłem
się zastanawiać co może robić. Nie było mi jednak dane długo trwać w tym stanie,
bo za chwilę pojawił się na jednym z komunikatorów i zaczęliśmy konwersować.
Doszliśmy do wniosku, że fajnie by było razem zagrać w znaną grę, o nazwie League
of Legends. Oczywiście prawie natychmiast przystąpiliśmy do działania, a gra z
Heheszem sprawiła, że dzień był jeszcze lepszy. Niestety, po dwóch grach mój
brzuch przypomniał mi, że śniadanie jest integralną częścią poranka, więc pożegnałem
się na jakiś czas z rozmówcą by zjeść obiad na śniadanie. Makaron ze szpinakiem
i kurczakiem był dobrą opcją by się najeść na dłuższy czas. Po posprzątaniu
naczyń moich i siostry, miałem jeszcze chwilkę by pogadać z partnerką, oczywiście
wykorzystałem to. Po bardzo angażującej, jak zwykle, rozmowie ledwo zdążyłem
wyjść na pociąg do miejscowości rodzinnej. Na pociąg niestety się spóźniłem,
nie spodziewałem się, że autobus będzie jechał tak długo, na szczęście za 5
minut był inny, wolniejszy, ale docierający w to samo miejsce tylko nieco
później.
W domu dowiedziałem się, że akurat zdążyłem chwilę przed spodziewanym
przyjściem mojej siostry, brata i Jego dziewczyny. Zdążyłem więc szybko zjeść
rosół i rozstawić sprzęt do komunikacji z przyjaciółmi. Do domu wparowały trzy spodziewane
osoby, zamieniliśmy kilka słów, po czym Oni poszli jeść do kuchni, a ja gdzieś,
gdzie było dla miejsce. Po zjedzeniu, drugiego już dziś obiadu, zasiadłem do
pogawędki z przyjaciółmi. Niestety nie mieli Oni zbyt dużo czasu, toteż pożegnaliśmy
się życząc sobie miłego popołudnia, a ja poszedłem z Kam na przechadzkę po
mieście. Mój nastrój nie był zbyt dobry, na co nawet spacer nie pomógł. Po
powrocie pogadaliśmy z znowu z przyjaciółmi, z jednym zagrałem nawet, ale po krótkim
czasie musiał już kończyć. Zostaliśmy z partnerką sami, było fajnie, do czasu… Przyszedł
niestety czas, w którym nieświadomie zmanipulowałem wybrankę mojego serca, Ona
mi to uświadomiła i zakończyła tym rozmowę. Nie chcąc Jej denerwować porzuciłem
pomysł o próbach kontaktu, bo wiem, że źle zrobiłem, a w tym nastroju lepiej Jej
nie męczyć, nie chciała by ze mną rozmawiać. Próbowałem zagryźć poczucie winy
grami komputerowymi, pomogło to jednak na krótki czas, chwilę po skończeniu gry
poczucie winy wróciło. Teraz zaczynam się poważnie zastanawiać nad swoim
życiem, chciałem być lepszym człowiekiem, jednak jeśli manipuluję tak ważnymi
dla mnie ludźmi to czy naprawdę udało mi się coś osiągnąć? Nie jestem
człowiekiem, którym chciałem być, jestem zaledwie Jego cieniem, i tracę
nadzieję na bycie czymś więcej. Jeśli tak postępuję, to nie wiem czy zasługuję
na to co mam, na miłość od tak pięknej i dobrej dziewczyny, na dobrą sytuację
materialną, w której jestem… Wydaje mi się, że autentycznie tak zły człowiek
jak ja, zasługuje na złe życie, nie powinienem mieć wpływu na innych.
Funkcjonowanie bez wsparcia osoby na której tak mi zależy nie wydaje się łatwe, ale mimo że w tej chwili życie straciło dla mnie sens to nie jest jeszcze koniec. Wiem, że najpierw powinienem naprawić zło we mnie, by później móg wrócić do życia.
Funkcjonowanie bez wsparcia osoby na której tak mi zależy nie wydaje się łatwe, ale mimo że w tej chwili życie straciło dla mnie sens to nie jest jeszcze koniec. Wiem, że najpierw powinienem naprawić zło we mnie, by później móg wrócić do życia.
Takie oto konkluzje przychodzą do mnie na koniec niedzieli,
ostatniego dnia tego tygodnia. Niedziela mogła być jednym z najlepszych dni
tego tygodnia, a jednak na własną prośbę zepsułem ją. Nie wiem, czy postąpiłem
dobrze szukając szczęścia, bo gdy tylko go dotknę potrafię je ściągnąć na dno,
na mój poziom. Niczym śmierć w pewnej animacji…
Tym negatywnem akcentem chciałem zakończyć i, nie mając nadzieji na dobre jutro, życzyć Wam dobrej nocy, może przynajmniej Wy spędzicie jutrzejszy dzień w dobrym nastroju, bo u mnie się na to nie zapowiada. Dobranoc.
Komentarze
Prześlij komentarz