Przejdź do głównej zawartości

Cotygodniówka #16


Hejka, jak tam życie? Muszę przyznać, że u mnie jest nie najlepiej, w zasadzie rzadko bywało gorzej, ale o tym później.
Ten tydzień nie zapowiadał się dobrze, jeśli chodzi przykładowo o pracę, jeden z pracowników, który jest w zasadzie filarem Naszego sklepu wziął urlop w tym tygodniu. Marek, bo o Nim mowa, co prawda, był kilka godzin w poniedziałek, wtorek i środę, ale w ramach tego, że wpadł na chwilę skończyć co ważniejsze zlecenia, czyli w zasadzie pracował na urlopie. Wielu klientów o Niego pytało, niestety rozczarowywali się słysząc w odpowiedzi, że jest na urlopie. Niektórzy słysząc to, a mając nawet coś do czego nie jest On potrzebny, po prostu wychodzili.  Przetrwaliśmy jednak ten tydzień, mimo że większość czasu byłem sam na sklepie, ale jednak dałem radę. 


A co prócz pracy?

Jeśli chodzi o życie poza pracą, bo od jakiegoś czasu takowe mam, to było bardzo dobrze. Z partnerką układa mi się świetnie, mimo tego, że słabo radzę sobie z emocjami i są one w stanie mnie pochłonąć, jednak Ona wydaje się to rozumieć i akceptować, co czyni z Niej super osobę. Przez większość tygodnia próbowałem się uczyć, w drugiej jego połowie zaczęło mi dość nieźle wychodzić. A uczyłem się przed poprawą z matematyki na studiach, która była zapowiedziana na sobotę rano. W piątek jeszcze próbowałem się trochę pouczyć, ale postanowiłem, że jeszcze douczę się w sobotę rano. Planowałem wstać przed poprawą o 5:30, niestety nie wyszło, wstałem po 6:30, ogarnąłem wokół siebie i począłem się uczyć, strasznie wolno to szło, zacząłem się stresować, że nie zdążę, mimo że postanowiłem pojechać późniejszym autobusem. Partnerka dodała mi otuchy smsem, wspierając mnie, co rzeczywiście pomagało. Na poprawę miałem iść do budynku, w którym jeszcze zajęć nie miałem, a był to budynek H, sekcja B. Myślałem, że budynek ten jest za płotem budynku A, jednak sprawdzając lokalizację, dowiedziałem się, że jestem w błędzie, był po drugiej stronie ulicy. Pojechałem więc, znając mniej więcej umiejscowienie. Autobus oczywiście musiał mieć drobne opóźnienie, ale miałem jeszcze trochę czasu na dotarcie na miejsce. Wysiadłem, przeszedłem przez teren uczelni i skierowałem się do celu, nie będąc jednak pewny mojej wiedzy postanowiłem zapytać napotkanej dziewczyny. Upewniła mnie Ona o prawidłowości zdobytych informacji, nawet powiedziała, że tyż tam idzie, więc poszliśmy razem. Po chwili ciszy postanowiłem zacząć rozmowę od oczywistego pytania o kierunek, później już samo poszło. Po drodze pośmialiśmy się trochę, głównie z siebie, dała mi kilka rad, dowiadując się, że idę na poprawę. Gdy dotarliśmy do celu, poszliśmy razem na piętro, a przy recepcji poszliśmy w przeciwne strony, żegnając się. Nie zapytałem niestety o imię, czego trochę żałuję, no ale cóź…   Na poprawę dotarłem przed czasem, ale widziałem, że duża część studentów była już w trakcie pisania, kartki były gotowe na blatach, wystarczyło tylko usiąść i zacząć pisać. Bardzo miły i dowcipny wykładowca/ ćwiczeniowiec, z którym miewałem wcześniej zajęcia kazał mi usiąść, zająłem miejsce, ale poprawił się, mówiąc, iż mam usiąść tam, gdzie są karteczki. Więc poprawiłem się zmieniając miejsce. Podczas poprawki siedział i pisał coś, wcześniej już napisał potrzebne wzory i terminy następnej poprawki na tablicy. W trakcie tyż przychodzili następni studenci, mieli oczywiści mniej czasu, bo na całość było przewidziane 50 minut. Mi się parę rzeczy pomyliło, prawdopodobnie przez stras, gdyby lepiej się nauczył i był pewny swej wiedzy nie miałoby to nawet miejsca, ale oczywiście mam ostatnio problemy z moją, niegdyś największą zaletą, czyli samodyscypliną.

Decyzja

Po napisaniu poprawki, krótkiej rozmowie ze znajomymi ze studiów i pożegnaniu się z Nimi, poszedłem do głównego budynku by podpisać i odebrać decyzję o przyznaniu stypendium dla niepełnosprawnych. Podchodząc do pokoju usłyszałem muzykę. Zapukałem, nikt nie odpowiedział, ale słyszałem głosy w środku, więc zadzwoniłem na numer telefonu podany na kartce głoszącej, że jeśli drzwi są zamknięte to należy zadzwonić pod owy numer. Odebrał mężczyzna i dowiedziawszy się, że stoję przed drzwiami, kazał mi zapukać jeszcze raz.  Otworzyła jednak dziewczyna, a po żadnym mężczyźnie nie było śladu. Dziewczyna wyjaśniła, że należy pukać głośniej, po czym dała do podpisania dokument, będący celem mojej podróży tutaj. Kopie kazała zabrać, a życzenia dobrego dnia odwzajemniła tym samym, po czym wyszedłem. 

Na autobus do domu trochę się spóźniłem, widziałem jak akurat stoi na przystanku i zaraz odjedzie, ja byłem akurat jeszcze daleko od owego przystanku. Postanowiłem się tym nie przejmować i idąc sobie spokojnie, patrzyłem jak mój środek transportu odjeżdża. Wiedziałem, że niedługo przyjedzie następny, a w międzyczasie postanowiłem zadzwonić do partnerki, zanim mój telefon rozładuje się doszczętnie. Niestety nie odebrała, a z nudów postanowiłem zrobić dla Niej parę zdjęć, niestety nie wyszły zbyt dobrze, więc poprzestałem na Ich zapisaniu i niewysyłaniu do Niej. Następnie zadzwoniłem do siostry, która wcześniej napisała sms z pytaniem, kiedy będę, na który niestety nie mogłem odpisać. Siostra odebrała, a ja zdążyłem jej przekazać najważniejsze informacje w paru słowach po czym mój telefon się wyłączył. Nie przejąłem się tym, bo i nie miałem na to dużego wpływu. Po dostaniu się do punktu, w którym miałem się przesiąść, począłem się zastanawiać czy nie pójść od razu do sklepu i nie poszukać słuchawek z mikrofonem. Słuchawki chciałem kupić, by bardziej komfortowo rozmawiało mi się z partnerką, na Internecie znalazłem takie za 80 zł, lecz nie było Ich w najbliższych sklepach, musiałbym przejechać dużą część miasta po nie. Doszedłem do wniosku, że nie sprawdziłem jednak lokalizacji sklepów gdzie są upatrzone słuchawki, a telefon i tak przydałoby się naładować, żeby dać znać co się dzieje ludziom którzy się martwią o mnie. Pojechałem więc w pierwszej kolejności do domu, gdzie odgrzałem, przygotowane przez siostrę, jedzenie i zrobiwszy parę kęsów postanowiłem dać znać ludziom, że żyję. Partnerkę uświadomiłem, że zaraz wychodzę, a siostrę, że wszystko mam ogarnięte, dowiadując się jednocześnie, że przez godzinę próbowała się do mnie dodzwonić, bo była możliwość by dziewczyna mojego brata Nas podrzuciła do miejscowości rodzinnej. Niestety, moja siostra i jej kąpanka podróży nie mogły czekać, więc pojechały same. Ja postanowiłem zostać cały dzień w owym domu, w innym mieście, by porobić coś z partnerką mając do tego sposobność. Po jakimś czasie krzątania się po domu postanowiłem pójść po słuchawki do sklepu, do nowej galerii handlowej, która była w miarę blisko i zawierała dwa najpopularniejsze markety elektroniczne. Po dłuższym rozpoznaniu i odwiedzeniu Empik i wspomnianych marketów, doszedłem do wniosku, że nie ma sensu przepłacać chcąc mieś słuchawki na już, lepiej zamówić przez Internet. Wieczorem zamówiłem, mając nadzieję, że maksymalnie do końca pierwszej połowy tygodnia zamówienie do mnie dotrze. Wcześniej zagrałem z Wielkim H w gierkę i pooglądaliśmy horror, było miło, niestety musieliśmy się rozejść, każdy w swoją stronę, z powodu późnej pory. Porobiłem kilka rzeczy po czym widząc, że przeginam z siedzeniem przy kompie, poszedłem spać.

Dobry dzień, który przemienił się w katastrofę

Niedziela zaczęła się dość dobrze, może prócz tego, że wstałem około dziesiątej. Na dzień dobry powitała mnie wiadomość od partnerki witająca mnie w kolejnym pięknym dniu mego życia. Sprawiło mi to dużą radość i sprawiło, że początek dnia był piękny. Po nieudanym telefonie do Wielkiego H, zacząłem się zastanawiać co może robić. Nie było mi jednak dane długo trwać w tym stanie, bo za chwilę pojawił się na jednym z komunikatorów i zaczęliśmy konwersować. Doszliśmy do wniosku, że fajnie by było razem zagrać w znaną grę, o nazwie League of Legends. Oczywiście prawie natychmiast przystąpiliśmy do działania, a gra z Heheszem sprawiła, że dzień był jeszcze lepszy. Niestety, po dwóch grach mój brzuch przypomniał mi, że śniadanie jest integralną częścią poranka, więc pożegnałem się na jakiś czas z rozmówcą by zjeść obiad na śniadanie. Makaron ze szpinakiem i kurczakiem był dobrą opcją by się najeść na dłuższy czas. Po posprzątaniu naczyń moich i siostry, miałem jeszcze chwilkę by pogadać z partnerką, oczywiście wykorzystałem to. Po bardzo angażującej, jak zwykle, rozmowie ledwo zdążyłem wyjść na pociąg do miejscowości rodzinnej. Na pociąg niestety się spóźniłem, nie spodziewałem się, że autobus będzie jechał tak długo, na szczęście za 5 minut był inny, wolniejszy, ale docierający w to samo miejsce tylko nieco później. 

W domu dowiedziałem się, że akurat zdążyłem chwilę przed spodziewanym przyjściem mojej siostry, brata i Jego dziewczyny. Zdążyłem więc szybko zjeść rosół i rozstawić sprzęt do komunikacji z przyjaciółmi. Do domu wparowały trzy spodziewane osoby, zamieniliśmy kilka słów, po czym Oni poszli jeść do kuchni, a ja gdzieś, gdzie było dla miejsce. Po zjedzeniu, drugiego już dziś obiadu, zasiadłem do pogawędki z przyjaciółmi. Niestety nie mieli Oni zbyt dużo czasu, toteż pożegnaliśmy się życząc sobie miłego popołudnia, a ja poszedłem z Kam na przechadzkę po mieście. Mój nastrój nie był zbyt dobry, na co nawet spacer nie pomógł. Po powrocie pogadaliśmy z znowu z przyjaciółmi, z jednym zagrałem nawet, ale po krótkim czasie musiał już kończyć. Zostaliśmy z partnerką sami, było fajnie, do czasu… Przyszedł niestety czas, w którym nieświadomie zmanipulowałem wybrankę mojego serca, Ona mi to uświadomiła i zakończyła tym rozmowę. Nie chcąc Jej denerwować porzuciłem pomysł o próbach kontaktu, bo wiem, że źle zrobiłem, a w tym nastroju lepiej Jej nie męczyć, nie chciała by ze mną rozmawiać. Próbowałem zagryźć poczucie winy grami komputerowymi, pomogło to jednak na krótki czas, chwilę po skończeniu gry poczucie winy wróciło. Teraz zaczynam się poważnie zastanawiać nad swoim życiem, chciałem być lepszym człowiekiem, jednak jeśli manipuluję tak ważnymi dla mnie ludźmi to czy naprawdę udało mi się coś osiągnąć? Nie jestem człowiekiem, którym chciałem być, jestem zaledwie Jego cieniem, i tracę nadzieję na bycie czymś więcej. Jeśli tak postępuję, to nie wiem czy zasługuję na to co mam, na miłość od tak pięknej i dobrej dziewczyny, na dobrą sytuację materialną, w której jestem… Wydaje mi się, że autentycznie tak zły człowiek jak ja, zasługuje na złe życie, nie powinienem mieć wpływu na innych.
Funkcjonowanie bez wsparcia osoby na której tak mi zależy nie wydaje się łatwe, ale mimo że w tej chwili życie straciło dla mnie sens to nie jest jeszcze koniec. Wiem, że najpierw powinienem naprawić zło we mnie, by później móg wrócić do życia.

Takie oto konkluzje przychodzą do mnie na koniec niedzieli, ostatniego dnia tego tygodnia. Niedziela mogła być jednym z najlepszych dni tego tygodnia, a jednak na własną prośbę zepsułem ją. Nie wiem, czy postąpiłem dobrze szukając szczęścia, bo gdy tylko go dotknę potrafię je ściągnąć na dno, na mój poziom. Niczym śmierć w pewnej animacji…
Tym negatywnem akcentem chciałem zakończyć i, nie mając nadzieji na dobre jutro, życzyć Wam dobrej nocy, może przynajmniej Wy spędzicie jutrzejszy dzień w dobrym nastroju, bo u mnie się na to nie zapowiada. Dobranoc.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Codzieńka #24 - Bitwa

Dziś zacząłem od, drugiego BBL'a w sezonie, zostałem przez trenera, jako, że przybyłem przed czasem, wysłany by mówić ludzią z Kl gdzie mamy trening, bo był trochę po innej stronie boiska. W rogu stadionu rozłożyli się piraci, przynajmniej tak wtedy myślałem. Stałem sobie spokojnie przy bramie, oczekując na kolejnych zawodników, gdy podeszło do mnie dwoje "piratów" i zaczęło pytać, wtedy myślałem, że po niemiecku, teraz wiem, że po czesku, o konie. Wyjaśniłem więc, że były, ale gdzieś odjechały, bom widział przyczepy wcześniej na parkingu. Po radosnym treningu z taśmami TRX, popędziłem do domciu pogadać dłuższą chwilę z PNm'em na GG, w międzyczasie odezwałem się do Zajax'a, który też chciał się po wyżywać na klawiaturze, ale dopiero o 18. Później standardowe aktywności, by o 16 popędzić, błotnistą ścieżką, do parku. Gdzie miała odbyć się "Bitwa", w której mieli uczestniczyć owi piraci. Okazało się, że to grupa mieszana, składająca się, w większej częśc

Codzieńka #23 - "ten blog jest do chrzanu"

 Czołem "szefuniu" - tak mniej, więcej zostałem ostatnio określony, na wrocławskim dworcu, przez pewnego pana, rządnego, jak dał do zrozumienia moich "20 gr", których oczywiście nie miałem, tak jak "kolega" obok. Blog został odnaleziony przez złych ludzi, więc mam do wyboru, zmianę adresu, nazwy i tożsamości, lub "sprywatyzowanie" tego bloga. Nie zrobię, ani tego, ani tamtego. Blog w internecie sobie będzie, bo opinii bardziej już mi się nie da zepsuć, a skoro, ktoś tu może jednak znaleźć coś dla siebie, to czemu nie. No i jestem leniem, więc nawet mi się nie chce zablokować  Bloga. Dziś, a właściwie wczoraj, dokończyłem wreszcie Mr Robot'a + zacząłem od nowa kurs HTML5 od eduweb .pl, co poskutkowało 5 godzinnym snem. Do tego momentu nie czuję jednak zmęczenia. Więc po wstaniu przed budzikiem, czyli jakoś o 6 (i zapisaniu snu), poszedłem biegać. Jako, że jeszcze dziś w nocy, udało mi się dowiedzieć, że Ekipa biega dziś 15 km, odpuściłem

Przenosiny

Witajcie! Trochę spóźniona informacja, ale chciałem poinformować o przenosinach na inną platformę pod innym adresem. Od teraz blog będzie dostępny pod adresem www.michalski9.pl . Tutaj z regularnością były problemy, za co przepraszam. Pod nowym adresem, blog jest prowadzony od początku, a posty będą pojawiać się tam co tydzień, maksymalnie co dwa tygodnie. Zapraszamw wszystkich!