Witojcie! Jak tam u Was poprzedni tydzień? U mnie nie było tak źle, podsumujmy co się działo.
W zasadzie to nie było. Tamten tydzień nie zaczął się zbyt
dobrze, zaczął się od myśli które wyssały ze mnie energie życiową, na szczęście
partnerka przybyła mi z odsieczą tłumacząc parę rzeczy i rozwiewając wątpliwości
(za to Ją kocham ^^ ). Dlatego już we wtorek stałem na nogach.
Zaniki pamięci to już mój stały towarzysz, chyba kupię nawet
już łóżko i zrobię im osobny pokoik, bo nie pamiętam znowu większości wydarzeń
z minionego tygodnia, wiem tylko, że bywało gorzej.
Co pamiętam: sobota
Coś tam jednak pamiętam. Dowiedziałem się od szefa, że będę
pracował w sobotę. O czym była mowa już od dawna, ale ciągle nie dostarczyłem
informacji jak układają się moje studia i w które weekendy mam zjazdy. Wreszcie,
gdy w pracy posiedli tą wiedzę, mogli rozplanować, w jakie soboty będę
pracował. W sobotę mamy otwarte tylko 4 godzinki, więc nie był to duży problem,
żebym popracował (nawet w trakcie okazało się, że to trochę mało, bo nie
zdążyłem przeczytać wszystkich zakładek przeglądarki, które otwarłem). Przyszedłem
do pracy, posiedziałem, obsłużyłem paru klientów (jeden stały klient zapomniał,
że coś zostawił, więc miał zapłacić dopiero dzisiaj), wydałem jeden laptop, co zajęło
chwilkę. Laptopa szukałem trochę, bo nie było go tam, gdzie wszystkie laptopy, siedział
sobie na sklepie, zamknięty w pudełku.
W sobotę miałem tyż robić laptopa dla pewnej bardzo
spokojnej pani, która była w piątek i dowiedziała się tylko, że Marek miał tyle
na głowie, że nie zapomniał do niego nawet zajrzeć. Zgrałem tylko dane, bo
Marek zapomniał tyż zostawić mi instalkę Windows XP (dość stary laptop). Na
koniec tych 4 godzin zeszło się paru klientów, przez co straciłem poczucie
czasu i pewnie przedłużyłbym pracę trochę. Na szczęście przyszedł Marek i
trochę pomógł mi ogarnąć te ostatnie minuty. Marek zamknął dzień licząc kasę i
upewniając się, że mam wszystko ogarnięte (brakowało kasy, ale przypomnieliśmy
sobie o tym kliencie co miał zapłacić dzisiaj).
Śmierć nieznajomego, a jednak znanego.
W weekend umarł tato mojego szwagra (mąż mojej siostry to
mój szwagier, prawda? Chyba tak się mówi w takim przypadku?). Będzie więc
trzeba wziąć urlop i pojechać na pogrzeb do Warszawy. Ciekawe jak będzie wyglądała
ceremonia, wszak pan ten był dość zamonżny, miał chyba coś wspólnego z jakąś instytucją
państwową, ale niewiele wiem. Terminu pochówku jeszcze nie znam, ale
prawdopodobnie będzie to piątek (jak wynika z doniesień). Zapowiada się więc,
że prócz poniedziałku nie będę jeszcze w tym tygodniu pracował przynajmniej
jeden dzień. Chciałbym bardziej się przejąć tym wydarzeniem, lecz nie znałem
nawet tego pana. Widzieliśmy się chyba dwa razy w życiu, raz na ślubie mojej
siostry. No, a drugiego nie pamiętam, może nie było drugiego?
Wypłata w najważniejszej walucie życia – czasie
Co z poniedziałkiem, o którem wspomniałem? Dlaczego wolny?
Otóż, dostałem od szefa informacje, że za przepracowaną sobotę mogę albo wziąć
pieniądze, albo mieć wolny poniedziałek. Zdecydowałem się więc na pieniądze. Po
dłuższym namyśleniu stwierdziłem jednak, że wolny dzień się przyda, pouczę się
na studia (ta, jasne xD). Po tym jak w sobotę zamykaliśmy z Markiem sklep, powiedziałem
do Niego „to do wtorku”, On akurat rozmawiał przez telefon, więc dopiero po chwili
załapał:
- Co? W poniedziałek Cię nie ma? – zapytał, przerywając na chwilę
rozmowę.
- Tak, biorę wolne za sobotę – odrzekłem, czując się trochę
winny.
Marek nie wiedział o tym, że za sobotę wezmę wolne. W drodze
powrotnej myślałem o tym, więc spróbowałem zadzwonić do szefa, oczywiście nie miałem
pieniędzy, więc po doładowaniu konta spróbowałem ponownie. Odebrał, upewniłem
się, że mam wolne.
- Witam, ja w poniedziałek nie przychodzę za sobotę? – zapytałem.
- Tak, oczywiście jeśli Marek się zgodzi – odrzekł, chyba
jadąc autem.
- Powiedziałem Markowi – skwitowałem.
Po czym pożegnaliśmy się, a ja jeszcze zadzwoniłem do Marka
żeby Mu powiedzieć gdzie zostawiłem paragon dla pewnego klienta. Czułem się
trochę tyż winny, że nie ostrzegłem samego Marka wcześniej, na ale cóż.
Dalszej części soboty nie udało mi się zorganizować tak jak
chciałem, poszedłem gdzieś z Kamilem, więc nie miałem czasu zbytnio pogadać z Wielkim
H, a znowu ten w niedzielę się uczył dużą część dnia. Na szczęście uratowała
mnie krótka rozmowa przez telefon. Mimo to jestem dość zadowolony z tego weekendu.
Nawet pomimo tego, że nie udało mi się jeszcze zbytnio pouczyć.
Ponadto
Pod koniec tygodnia, chyba w piątek, była u mnie tyż pani z
mojego technikum (daleko ma, w zasadzie Nasz sklep jest jakieś 500 metrów od
tego technikum, jak nie bliżej). Pani ta chciała żebym znalazł dla Niej jakieś
tam oświadczenie. Myśląc na początku, że chodzi o ten papier o
niepełnosprawności przyniosłem Jej go, ale niestety Jej chodziło o „oświadczenie
o kształceniu specjalnym” (czy coś w ten deseń). Fajnie, że zgubili taki
papierek (a może po prostu wyrzucili? ), mimo że powinni go ładnie przechować.
Najlepsze jest to, że owe technikum skończyłem 2 lata temu jakoś, to nie jest
moja sprawa co z tymi papierkami zrobili. Oczywiście, jako że moja asertywność
jest zbliżona do asertywności mojej partnerki, i przez wzgląd na to, że jestem „dobrym
człowiekiem” zgodziłem się pomóc i poszukać w domu tego papierka. Pani miała
przyjść w poniedziałek. Zapomniałem, że mam wolne wtedy, więc dziś dzwonił do
mnie Marek i daje panią do telefonu. Zapewniłem Ją, że nadal szukam papierka, w
odpowiedzi dostałem poradę, żeby pójść do poradni jeśli nie znajdę, po odpis.
Mama gdzieś z papierów wygrzebała to, lecz po przyjeździe do szkoły okazało
się, że nie jest to papierek z tego roku co trzeba. Został więc, przez, pedagoga,
wykonany telefon do porani. Ja w tym czasie uciąłem sobie krótką pogawędkę z
nauczycielem programowania na temat tego co tam u mnie. Zostałem wysłany do
wspomnianej poradni, niedaleko na szczęście. Po długiej chwili oczekiwania na
miejscu, już w poradni (pani która wiedziała co i jak sobie poszła gdzieś), dostałem
papierek. Mają fajną poczekalnię, jest to pokoik z klockami i innymi zabawkami,
więc tam czekałem na pisemko. Kiedyś pamiętam lubiłem w tym pokoiku siedzieć.
Wróciłem do szkoły i oddałem kopię zgodną z oryginałem pani w sekretariacie, a
sam wziąłem kopię z kopii, którą na moją prośbę zrobiła (sama chciała mieć oryginał,
na kontrolę w środę). Podziękowała za pomoc i pożegnaliśmy się, życzyłem miłej
pracy i ruszyłem w drogę.
Komentarze
Prześlij komentarz