Na początku była muzyka...
MrM wstał rano i po zjedzeniu małego śniadania, poleciał na morsowanie, po czym zrobił 60 km na rowerku, w międzyczasie zjadł banana (jednego) po czym przyszedł biegać na stadion. Przebiegł ponad 20 kółek i, chyba 25 leciał na oparach. Na 26 okrążeniu chyba nawet opary się skończyły i mówił, że ma zamglone przed oczami. Moim zdaniem to był naprawdę hardcore, bo ja bez dobrego posiłku bym się nie porwał na to, zresztą MrM wie teraz, że to nie był jego najlepszy pomysł. Po tych 25, czy tam iluś, kółkach myślał tylko o jedzeniu, a siły na bieg już nie stykało.
Zawsze lepiej uczyć się na własnych błędach, ale czy szybciej?
Wczoraj, miałem też przygodę, w której uczestniczyło kilka osób. Rano wyszedłem z Mamą do urzędu, po dofinansowanie, okazało się (kto by się spodziewał), że brakuje jednego papierka, więc trza będzie donieść. Następnie szybki skok w nad-przestrzeń by dostać się na parking pewnego marketu i zabrać paczkę z paczkomatu. Jak się spodziwałem, oprócz nr paczki grzecznie poprosiło o numer telefonu, ja go niestety nie pamiętałem. Szybki telefon do Brata, by sprawdzić czy może mi go wysłać sms'em, a w oczekiwaniu na ową elektroniczną paczkę wstąpiliśmy do marketu. Po jakimś czasie sms dostałem, więck podziękowałem, a paczuchnę, z automatu, odebrałem. Gdy już kręciliśmy się po chodniku, w niezdecydowaniu gdzie pójść, zobaczyłem DACh, który jest znajomym kolegą, jeszcze z Technikum (nie takie dawne czasy :D ). DACh wsiadał do samochodu, i nie zauważył mnie, więc postanowiłem też się nie narzucać, zresztą nasze relacje nie są zbyt pozytywne (w moim odczuciu przynajmniej). Niestety (a może stety) gdy chcialeiśmy przejść na pasach, akurat jechał właśnie DACh i nas przepuścił, więc "siłą sytuacji" przywitaliśmy się machnięciem ręki.
Pod DoMostkiem, zadzwonił Edex, a po szybkiej rozmowie, dowiedziałem się, że chce się spotkać, więc udzieliłem info, że będę zaraz pod Domkiem, a że usłyszałem coś o parku, a szybko się rozłączyłem, skutki były dość nieoczekiwane. Gdy dotarliśmy do Domku, zostawiłem kurtałkę, Mamie, która skierowała się do domu, a sam popędziłem do parku między Edeksem a Mną, bo jak myślałem pewnie gdzieś tam go spotkam, bo jeśli chciałby się spotkać w jakimś parku, to najpewniej w tym. Są ku temu dwa powody, po pierwsze jest blisko, po drugie jest tam sprzęt do ćwiczeń. Edex zaczął ostatnio znowu ćwiczyć. Niestety w Parku go nie było, więc, wedle planu, skierowałem się w stronę jego Chatki. Po drodze spotkała mnie jednak jego młodsza siostra, która stwierdziła, że mi pomoże, więc zadzwoniła najpierw do niego (ja dzwoniłem, wcześniej by się upewnić co do miejsca spotkania, ale jego telefon milczał), później do jego starszej, a na koniec do Mamy jego, dowiadując się, że odłączony od stada, skierował się na samotną wędrówkę. Gdy tak gawędziłem z jego siostrą, docierając już prawie, do Chatki, mój telefon począł rzucać się w konwulsjach. Okazało się, że dzwoni do mnie Edex, więc po odebraniu i ustaleniu mniej więcej spotkania, począłem wykładać jego siostrze plan wędrówki. Ruszyłem na powrót do "Międzyparku", udając DJ i mieszając powietrze. Gdy dotarłem do celu, zobaczyłem Edeksa, rozłożonego na ławce, który po chwili powstał i ruszył ku mnie. Okazało się, że chciał wręczyć mi prezent, co mi przypomniało o nieuniknionym: o moich urodzinach, które są za kilka dni. Podziękowałem w sposób, którego nauczył mnie Młody Mnich z DoG'a. Następnie nogi nas poniosły do domu Edeksa, gdzie zmuszony zostałem do zjedzenia ciasta. Później bawiliśmy się słowami przy udziale sałatki, a potem gołąbków, aż w końcu opuściliśmy Chatkę i udaliśmy się w daleką wędrówkę do miejsca z Betonowymi Beczułkami, by odbyć tajną naradę. Szliśmy tam błotnistym szlakiem, spotykając po drodze, jak się wydaje, przyjaznych wrogów. Po naradzie, w czasie której, spotkaliśmy (tylko przelotnie) Babajagę z Policji, jadącą swym malutkim samochodzikiem, pożegnawszy się, odprowadziłem Edeksa do drugiej strony dzielącej nas głównej ulicy, a następnie udałem się w, trochę okrężną, podróż z mymi nowymi książkami w dłoni, do domu.
Prezent od Edeksa |
Zadzwoniła też do mnie wczoraj Al, a raczej napisała na GG, czego ja nie zauważyłem przerzucając się z Zajax'em linkami do Youtuba. Zadzwoniłem więc, a po wpadnięciu na pomysł, że mogę użyć Skype, pomogłem Al z Photoshopem opowiadając jej o zawiłościach interface'u (i paru innych sprawach). Przedstawiłem jej PMV, a po stwierdzeniu, że utrzymywanie relacji z ludźmi jest męczące i sam czuję się wyczerpany, poszedłem z Km, wyrzucić śmieci. Czego efektem była oczywiście długa podróż po MR, zwieńczona pielgrzymką między ławkami, i rozmowami na tych ławkach, w Międzyparku.
Dzień zakończyłem w atmosferze, lekko strachliwej, przy towarzystwie zmęczenia i audiobooków. Będąc dodatkowo umówiony na Czwartek z Al do kina. Na tytuł, który się jej spodobał czyli:
Sam go zaproponowałem, jako alternatywę dla Alwina i Wiewiórek, ale niech Bóg ma mnie w swojej opiece, bo nie miałem zamiaru w tym tygodniu iść do kina.
Miłego dnia.
Komentarze
Prześlij komentarz